piątek, 31 sierpnia 2012

Odc. 7 Jedziemy!!!


W dzień koncertu wstałam wcześnie. Rodzice wiedzieli, że jadę do Kaśka’s babci do Berlę. Nie protestowali. Może dojrzeli już do myśli, że zaczynam układać sobie życie po swojemu, pewnie niedługo wyfrunę z gniazda bo też nie będę wiecznie mieszkać w jednym ze skrzydeł poniatowskiej rezydencji. Mam swoich znajomych i bez walki z nich nie zrezygnuję. Tak już mam, to po Sesil ;). A po co się kłócić, wywoływać sensacje i ściągać na siebie uwagę mediów jak można żyć w spokoju? Biedny Will. Przez ten ślub z Kate tyle się wycierpiał. Pamiętam jak rozmawialiśmy długie godziny o jego wątpliwościach. Przekonywałam go, że to wspaniała kobieta. Może trochę koścista, ale z wielkim sercem. Zawsze potrafiłam wyczuć człowieka. Tak samo dobierałam sobie swoich znajomych. Ubrana w poprzecierane pumeksem jeansowe rurki, bluzę z cookie monster i nike do kostki, pakowałam torbę do bagażnika. Nie zapomniałam zaopatrzyć się w muzykę na podróż, ale w czasie jazdy po dziewczyny, przypomniałam sobie, że nie jadłam śniadania. No cóż, trzeba będzie zaliczyć jakąś stację benzynową przed zjazdem na autostradę. Okulary są, portfel jest, dowód jest, czapka jest, papiery od auta mieszkają w aucie, bak pełny. Można wyruszać po przygodę!
- Boże jak ja się jaram! No nie wierzę po prostu – piszczała Kaśka wsiadając do auta
- Zachowaj ten entuzjazm jak chłopaki wyjdą na scenę – jak zawsze byłam opanowana – niełatwo będzie przekrzyczeć wszystkie fanki
- Ty jak zawsze praktyczna – zauważyła Kaśka
- No coś w tym jest – zgodziłam się – teraz jeszcze po dziewczyny i mojego brata
- No właśnie, miałam pytać, dlaczego go teraz nie ma?
- Dla niego też trzeba było załatwić jakieś alibi. Nie sądzisz, że było by podejrzane, że jedzie z nami do twojej babci?
- No tak, racja. To co dla niego wymyśliłaś? – jak zawsze była ciekawa
- Trenuje do zawodów. Jest u jakiegoś kolegi. Strasznie wciągająca ta nasza akcja. Trzeba było zatrudnić bardzo dużo osób do krycia nas i w ogóle.
- Ale warto! – ucieszyła się
Gdy byliśmy już wszyscy, z dziewczynami radośnie szczebiotałyśmy o jakże cudownym zespole, typowałyśmy najprzystojniejszego i śpiewałyśmy piosenki na głos. Mój brat tylko kręcił głową. Posilił się o jeden komentarz, że Nathan musi być gejem. Cierpliwie wytłumaczyłam mu, że to, że ktoś ma taki styl, nie prowadzi od razu do zmiany orientacji przez niego. Wciągnęliśmy się się w dyskusję na temat orientacji. Prawie zapomniałam o jedzeniu! Zatrzymaliśmy się na stacji. Całą wesołą gromadką wytoczyliśmy się z mojego auta i wpadliśmy na stację. Miny pracowników były bezcenne. Zapłaciłam i ruszyliśmy w dalszą drogę. Wtedy Agacie przypomniała się najważniejsza rzecz.
- A kto ma bilety? – wszyscy, prócz mojego rodzeństwa w liczbie jeden, wpadli w popłoch
- Spokojnie, Willi załatwił bajlety. Jego kurier ma czekać na nas na miejscu – uspokoiłam je
- Jesteś taką normalną dziewczyną a masz takie znajomości. Jak ty to robisz? – zaciekawiła się Ada
- Znasz legendę o Cecylii? Mam po niej zadziwiająco dużo
Rozmawialiśmy tak aż do wjazdu do centrum. Alek kazał wysadzić się gdzieś po drodze a my pojechałyśmy dalej. Trafiłyśmy na godziny szczytu, więc były straszne korki spotęgowane jeszcze obecnością fanów chłopaków. Przez telefon dogadałam się z Willem gdzie ma być jego kurier. Chyba nigdy nie rozmawiałam z nim przez telefon przy dziewczynach bo miny miały co najmniej zdziwione.
- Ty chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać, dziewczyno  - powiedziała Ada
Nie miałam zamiaru. Zaparkowałam na miejscu, które trzymał dla nas kurier i odebrałam od niego bilety. W drodze mijałam rozhisteryzowane dziewczyny, które chyba zrobiłyby wszystko żeby tylko dostać się za kulisy. Przepchałyśmy się przez tłum i zajęłyśmy nasze miejsca w sektorze dla vip-ów. Miałyśmy idealny widok na scenę i ze sceny był idealny widok na nas. Lada chwila koncert miał się zacząć.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
W kolejnym odcinku wreszcie dojdzie do spotkania głównej bohaterki, czyli Modern Princess i chłopaków z The Wanted. Już sama nie mogę się doczekać ;).
~Green~

niedziela, 19 sierpnia 2012

Odc. 6 Solidarność rodzeństwa


Ojciec z groźną miną mierzył nas wzrokiem. Mój brat miał te złośliwe iskierki w oczach.
- Będzie przeryp – pomyślałam – przez tego dziada mogę zapomnieć o koncercie! A na dodatek pewnie będę uziemiona!!
Uziemienie w naszym domu to nie był taki zwykły szlaban. Zakaz wychodzenia, znajomych, życie bez telefonu, komputera czy innych zabawek. To było zastąpienie służących i bycie zdegradowanym do ich poziomu. Nie to, że uważałam żeby np. Halunia była na jakimś niskim poziomie. Chodzi o usługiwanie całej rodzinie. Bycie takim przynieś, wynieś, pozamiataj.
- Wiesz, tatku – odezwał się Alek – bo to wszystko wina Matyldy! – serce podeszło mi do gardła. Mogłam tylko czekać na rozwój wypadków.
- Chciałem pożyczyć od niej Menueta na skrzypce a ona właśnie ćwiczyła i tak się zdenerwowała że jej przeszkadzam, że zaczęła mnie gonić aż zapędziliśmy się do twojego skrzydła.
-  No to po mnie – strzeliłam sobie w twarz w myślach.  Za raz, za raz! Co on powiedział?
-  Matylda powinna już umieć ten utwór grać z pamięci i pożyczyć ci te nuty – spojrzenie nieco mu złagodniało.
- Daj bratu te nuty – zwrócił się do mnie – i nie hałasujcie – odszedł zamykając drzwi za sobą.
- Nie wierzę! – odwróciłam się do brata – dlaczego uratowałeś mi tyłek?
- Spoko, siostra, nie za darmo – żachnął się
- Jakże mogłabym wątpić w twą przebiegłość i interesowność? – odpowiedziałam sarkastycznie – mimo wszystko nie prosiłam cię o to.
- Wiem, ale bez tego nie pojechałabyś na koncert a to nie leży w moim interesie – zmarszczył brwi
 - Aaa, zaczynam rozumieć. Pewnie wiesz że mam wolne miejsce w aucie i chcesz skorzystać? Plotki się szybko roznoszą.
- Jednak jesteśmy rodzeństwem – poklepał mnie po ramieniu
- Dobra, muszę ci się odwdzięczyć. Nie lubię zaciągać długów, więc sprecyzuj – niecierpliwiłam się
- Wiem, że ten nowy bojsbendzik, jak im tam, jest twoją nową zajawką. Oczywiście nie chcę na nich iść. Potrzebuję tylko podwózki do Berlina.
- No tak, ale wiesz, że jestem za ciebie odpowiedzialna i w razie jakby się coś stało muszę znać twoje plany. Muszę wiedzieć gdzie będziesz, z kim itd.
- Może wyda ci się to śmieszne, ale kumpla właśnie rzuciła miłość jego życia. Byli razem dwa lata. Chcę go wesprzeć w tych trudnych chwilach.
- Twój kolega mieszka w Berlinie? – zdziwiłam się, bo nic nie było mi wiadomo na ten temat
- Nie, akurat tam będzie żeby się ze mną spotkać.
- Nie uważasz, że to nierozsądne tak się umawiać? Co jeśli nie zgodziłabym się cię podrzucić?
- Wiesz, zawsze jeszcze mogę powiedzieć tacie o koncercie – jego twarz wykrzywił wredny uśmiech
- Aszszsz – prychnęłam na co brat uśmiechnął się szerzej
- Dobra, masz być pod telefonem
- Ok, luz, siostra, dogadamy się
Ten mały potwór wie jak dopiąć swego. Zakichany szantażysta!  W sumie gdyby był pełnoletni, miałabym go gdzieś, ale ja zwyczajnie się o niego martwię. Koncert co raz bliżej. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~
Nie będę już dłużej przeciągać! W następnym odcinku przechodzę do rzeczy! Czekajcie z niecierpliwością;)
Wasza ~Green~

czwartek, 16 sierpnia 2012

Odc. 5 Wpadka?


- Otóż są dwie możliwości, z których praktycznie od razu można jedną wykluczyć. Mówisz rodzicom prawdę, – na widok mojej miny od razu przytoczyła drugą możliwość – albo możemy coś nakitować że nie mam jak się dostać do Babci do Berlina, która jest chora i chciałaby mnie zobaczyć.
- No tak, ale moja mama na pewno zadzwoni do twojej żeby się przekonać – w moim głosie słychać było zrezygnowanie – i poza tym ty nie masz żadnej babci w Berlinie.
- Dobra, niech dzwoni. Podam jej numer mojej siostry. Będzie nas kryć, spokojna głowa.
- Tak? A co powiesz swojej mamie? Że dokąd się wybierasz? – nadal byłam sceptyczna.
- Moja mama będzie myślała, że jestem u Baśki.
- To ma sens.
Zaoferowałam podwózkę dziewczynom żebym mogła w spokoju pomyśleć. Gdy już byłam sama, wrzuciłam płytę do odtwarzacza i wsłuchałam się w niebiański głos Nathana.  W Warzone słyszałam ten autentyczny smutek jakby naprawdę przeżył to, o czym śpiewa. Druga zwrotka podchodzi odrobinkę pod dubstep, ale bardzo mi się podoba. Po trzecim przesłuchaniu znałam już tekst i śpiewałam razem z chłopakami. Miałam tak dobry humor, że nawet przepuściłam na pasach jakieś głupie bachory ( sorry, ale nie lubię dzieci). Piegowaty blondyn, na oko 10-letni, wystawił mi język. Przyjaznym uśmiechem zbiłam go z tropu. Dodałam gazu przez co silnik zamruczał jak polująca puma. Dzieciak przestraszył się i przebiegł przez pasy.
- Haha, dobrze ci tak – powiedziałam z wrednym uśmieszkiem i pojechałam dalej. Gdy byłam już w domu, Halunia zawołała mnie na obiad. To złota kobieta, naprawdę. Gdy jadłam wypytywała mnie o szkołę, jak z dziewczynami i wg. Normalnie mnie to denerwuje, ale na Hall nie potrafię się gniewać. Opowiedziałam jej o moim planie wypadu do Berlina. Powiedziała, że to ryzykowne, ale bez ryzyka nie ma zabawy. Przyznała, że w tym wieku, a zwłaszcza z moim charakterem, człowiek po prostu potrzebuje się wyszaleć. Jak dobrze, że to już ostatnia klasa. Szybko kończę lekcje. Jeszcze tylko matura a później chyba wyłączę autopilota mojego życia i przejdę na sterowanie ręczne. Babcia mówiła mi, że ma dla mnie odłożoną sporą sumkę i przekaże mi ją gdy tylko zdecyduję się zamieszkać na swoim”. Poszłam do pokoju, rozłożyłam książki i odrabiałam lekcje pogrążona w rozmyślaniach przy cichym akompaniamencie TW.
- Ciekawe jakby to było gdyby tak prawdziwy Nathan był tu i śpiewał mi – myślałam sobie – pewnie nie potrafiłabym się na niczym skupić.
Nie zauważyłam kiedy do pokoju wszedł mój brat.
- Słyszałem, że wybierasz się na koncert tych chłoptasiów – powiedział z kpiną w głosie.
- Alek spier*alaj stąd – rzuciłam w niego kapciem.
- Dobra, jak chcesz, ale żebyś się nie zdziwiła jak ojciec się dowie – odwrócił się z zamiarem wyjścia.
- Czekaj, czekaj. Coś ty powiedział?! – krzyknęłam.
- To pierwsze czy drugie? – rzucił z cwanym uśmieszkiem
- Skąd wiesz o koncercie? – byłam już zdenerwowana. Chyba tylko on umiał mnie tak szybko wyprowadzić z równowagi.
- A, czyli to prawda – teraz był już prawdziwie ucieszony.
- Ty mały, wredny… - zerwałam się z krzesła.  Uciekał przede mną drąc się w niebogłosy. Drzwi się otworzyły. Stał w nich ojciec z miną świadczącą, że przerwaliśmy mu coś bardzo ważnego.
- Co się tutaj dzieje? – huknął swoim basem.
No to jestem w dupie – pomyślałam
~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~
Czy ojciec dowie się o koncercie? Czytajcie następny odcinek!
Wasza ~Green~
P.S.
Kaśka, gratuluję wytrwałości bo chyba tylko Ty czytasz to opko.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Odc. 4 Kto na koncert?


Ten odcinek dedykuję wszystkim dziewczynom, które w nim występują, czyli: Agacie, Kaśce, Adzie, Paulinie i Justynie <3. Dziękuję ze użyczenie mi waszych charakterów do opowiadania :*.
~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~
Mniej to działało z kobietami niż mężczyznami, ale ja zawsze potrafiłam jakoś ogarnąć tłum. Miałam mocny głos niezdradzający emocji, spojrzenie bystre i śmiałe. Gdyby była monarchia zamiast demokracji, pewnie zostałabym wybrana na głowę państwa. Poszłam na lekcje. Przeważnie byłam aktywna, zgłaszałam się i wg i byłam przewodniczącą klasy od początku liceum. Dzisiaj moje myśli zaprzątały ważniejsze rzeczy, a mianowicie koncert. Już myślałam kogo najbardziej chciałabym zabrać ze sobą. Planowałam totalnie babski wypad. Tym bardziej że nie sądziłam żeby moi koledzy lubili ten zespół. U mnie w szkole królował rap ewentualnie hip-hop. Z mojej czwartej ławki dzięki soczewkom (nigdy nie nosiłam publicznie okularów) widziałam wszystko, a sama nie rzucałam się w oczy. Patrzyłam w okno i rozmyślałam o cudownym głosie Nathana. Skoro grał na pianinie, pewnie lubi to robić. A skoro lubi to robić, mamy coś wspólnego;). Pomyślałam nawet że mogłabym rodzicom powiedzieć że wpadnę z wizytą to któregoś z zaprzyjaźnionych dworów w Niemczech, ale nie miałam tam takich sojuszników jak Will w WB (Wielkiej Brytanii).  Bardzo dużo bym ryzykowała udając się tam a później wymykając na koncert. No i przecież jeszcze musiałabym załatwić jakąś metę dziewczynom. Przecież udawanie że wszystkie są moimi pokojówkami nie wchodziłoby w grę. Zajrzałam do zeszytu Bartka. Miał zanotowane całkiem sporo, ja praktycznie nic nie licząc napisów „Nathan”, „Warzone”, „Glad u came” itp. Kiedy ja je zrobiłam. Bartek z uśmiechem przyglądał się mojemu zdezorientowaniu.
- Spoko, zeskanuję ci, chłopie – poklepał mnie po plecach.
- Bartek, jesteś moim mistrzem – uśmiechnęłam się do niego ciepło i spojrzałam mu w oczy. Zobaczyłam to, co zawsze mnie tak nie pokoi w oczach facetów. Jego jasne orzechowe tęczówki zaczęły się jakby ja wiem… rozpływać. Na szczęście, dzwonek przerwał nam tę dziwną sytuację. Wychodząc z klasy krzyknęłam coś na pożegnanie bo nie miałam z nim już żadnych lekcji (klasa maturalna) i poszłam do dziewczyn. Wszystkie stały patrząc się na mnie wyczekująco.
- No i? Zdecydowałyście się? – zapytałam. W sumie było nas sześć więc jedna musiała zrezygnować
- Ja nie mogę jechać – pierwsza odezwała się Justyna – jadę do babci. Ze smutną miną pokiwałam głową.
- A ty, Paula? – zapytałam widząc jej żal na twarzy – zbieram na wakacje, też nie mogę.
- Za to my bardzo chętnie – powiedziały równo Agata z Kaśką – ucieszyłam się bo chciałam żeby to były właśnie one. Kaśka naprawdę bardzo lubiła ten zespół a Agata była mi prawie jak siostra.
- Hej, jednej brakuje. Gdzie Ada? – dla niej też było miejsce w aucie.
- Poszła po płytę do szafki.
- Agata! To miała być niespodzianka – zgromiła ją Kaśka.
- Jaką płytę? – zainteresowałam się.
- Taką! – Ada krzyknęła za moimi plecami. Odwróciłam się. Trzymała najnowszą płytę TW! – Proszę bardzo, do przesłuchania przed koncertem!
- Czyli jedziesz? – zapytałam z ożywieniem.
- Jasne! – uściskałam ją. Ada jest moją BFF ;)
- Dobra, koniec bycia blondynkami ( oczywiście nie urażając żadnej) – żadna z naszej szóstki nie była tak na prawdę blondynką. Może trochę Paula i Kaśka, ale ciemnymi, więc się nie liczy ^^. – Wymyśliłyście jakiś plan?
- Zastanawiałam się nad tym cały dzień – odezwała się Kaśka - otóż….
~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~
Jak się podoba, komentujcie. Już w odcinku 5 plan Kaśki. Czy dojdzie do skutku? 
Wasza ~Green~

czwartek, 9 sierpnia 2012

Odc. 3 Szkoła


Poniedziałek, godzina 6.00 do mojego pokoju wpadła jak zwykle zdyszana Halinka:
- Panienko Matyldo, niech panienka wstaje bo spóźni się do szkoły – przypomniała jeden z uroków nieuczenia się w domu, lecz w publicznej szkole.
- Haluniuś, spokojnie, jeszcze pięć minutek – zakryłam kołdrą głowę.
- Żadne pięć minutek, wstajesz i to już – przybrała groźniejszy ton i ściągnęła ze mnie kołdrę. Była przyzwyczajona do porannego widoku mojej pidżamy czyli po prostu bielizny. Z miną cierpiętnika podniosłam się z łóżka i przylizując koko koko euro spoko na mej głowie, poczłapałam do łazienki. Takie wczesne wstawanie było konieczne ze względu na oddalenie naszego domu od jakiejkolwiek cywilizacji. Halinka ulotniła się do kuchni żeby przygotować mi pożywne śniadańsko*. W łazience wzięłam szybki prysznic żeby się obudzić, umalowałam się podkreślając zieleń moich kocich oczu (jak to jest tak bardzo różnić się od całej rodziny) i puszczając na plecach włosy w łagodnych falach.  Z szafy wyszperałam  zielone rurki, dłuższy biały t-shirt z nadrukiem, na głowie full cap z Kermitem ( mała konspiracja z księciem Williamem – przysyłał mi je z Anglii), czarny kardigan i czarne trampki. Hala była też po to żeby mi prać i prasować, ale ja chciałam się usamodzielnić. Nauczyłam się od niej, że jak się złoży do szafy ładnie wyprasowane, nie trzeba tracić na to czasu później. Zjechałam na dół po poręczy. Jak to dobrze, że rodzice rzadko przebywają w tej części domu. Wpadłam jak strzała do kuchni, pochłonęłam przepyszne śniadanko, pocałowałam Cudowną Kobietę Halinę w polik dziękując za godne wykorzystywanie darów od Boga i poleciałam do auta. Plecak rzuciłam na tylne siedzenie. Jak to dobrze, że nie dałam się zdominować i do szkoły zamiast szofera wożę się sama. Włączyłam radio. Leciało „Call me maybe” – dobrze nastraja, później nowa piosenka Brodki, a na końcu piosenka jakby mi już znana.
„The sun goes down
The stars come out
And all that counts
Is here and now
My universe will never be the same
I'm glad you came”


Chwila samej melodii, a później:

“You cast a spell on me, spell on me
You hit me like the sky fell on me, fell on me
And I decided you look well on me, well on me
So let's go somewhere no-one else can see, you and me”


Już wiedziałam skąd ją znam. Głos tego chłopaka w drugiej zwrotce! Przecież to ten, który grał wczoraj na pianinie w Warzone! Piosenka się skończyła a w radiu zaczęli o niej rozmawiać. Zespół nazywał się The Wanted jak już wczoraj zdążyłam zauważyć, a piosenka „Glad you came. ”. Po kolei przedstawili chłopaków. Na początku śpiewał Max, a ten, którego głos tak mnie urzekł, nazywał się Nathan. Słuchałam audycji o chłopakach i nawet nie zauważyłam gdy znalazłam się już na szkolnym parkingu. Już miałam wyłączać radio gdy usłyszałam magiczne słowo „koncert”. Miał się odbyć już za tydzień w Berlinie. W głowie już sam powstawał mi plan jak to zrobić żeby być na tym wydarzeniu i zobaczyć ich na żywo. Wyłączyłam radio, wzięłam plecak i zamknęłam auto. Na widok kolegów z klasy dotknęłam daszka i zrobiłam charakterystyczny dla nas ruch ręką, którego używamy na powitanie gdy stoi dużo ludzi żeby nie widać się z każdym z osobna. Powtórzyli mój gest i wrócili do rozmowy. Podeszłam do dziewczyn które czekały na mnie przed budynkiem.
- Chyba nie wiecie, – zaczęłam moim zwyczajem – że jest koncert niejakich The Wanted – na co laski zaczęły piszczeć. Ja zawsze byłam z nas najbardziej opanowana i w ogóle jakaś taka chłopięca w zachowaniu. Zdecydowanie zamiast sukienek i szpilek wolałam rurki i trampki. Teraz też spokojnie poczekałam aż podniecenie nieco opadnie i kontynuowałam. Jak już znacie moich rodziców, muszę wykombinować coś żeby tam pojechać i jednocześnie nie podpaść. Dziewczyny pokiwały głowami ze zrozumieniem. Mam cztery wolne miejsca w aucie, na długiej przerwie spotykamy się tutaj. Czekam na ogar kto ze mną jedzie i pomysły jak można to załatwić.
~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~
Swoją drogą, wiecie gdzie można kupić takie full capy?
*Śniadańsko i tym podobne słowa pochodzą z mojego słownika, więc jak będziecie używać, mówcie skąd znacie ;p
Wasza ~Green~

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Odc. 2 Moja piosenka


Właśnie wróciłam z przejażdżki konnej z moim dobrym przyjacielem Gustawem. Jakżeby inaczej, był z rodziny na odpowiednim poziomie, by mogli go zaakceptować moi wielce szanowni i poważani rodzice. Znaliśmy się od piaskownicy, nie, ja nie tak mogę powiedzieć, piaskownica była zawsze dla mnie obiektem niedoścignionej normalności. Ja bawiłam się jeżdżąc na moim własnym kucyku. Tak więc znałam go od wczesnego dzieciństwa. Był w moim wieku, dziwny przypadek, naprawdę. Złapałam za język jedną z dam dworu (Boże, że to jeszcze występuje w dzisiejszych czasach!) i wygadała się, że moja matka ma plany co do mojego zamążpójścia. Chciano to zrobić szybko i właśnie z Gustawem, ponieważ w naszych kręgach uchodziłam już prawie za starą damę. Mając 19 lat, nie chciałam wiązać się na całe życie, tym bardziej, że kochałam Gustawa wyłącznie jako brata i dobrego przyjaciela. Z tego, co mi mówił, z jego strony wyglądało to tak samo. Moja dusza buntowniczki już obmyślała plan jak tego uniknąć. Jak uniknąć planu usidlenia przez nudnego szlachcica? No dobra, G nie był nudnym szlachcicem, dlatego się przyjaźniliśmy. Był mi bliższy niż rodzony brat, który teraz miał 16 lat, wygląd i charakter ojca. Bynajmniej jego ulubionym sportem nie była piłka nożna, jak wszystkich zwykłych chłopców w jego wieku, lecz krykiet! Jezusiku Najsłodzeńszy, za jakie grzechy? Kimże ja byłam w poprzednim wcieleniu, że teraz moja rodzinka wprawia mnie w konsternację z każdym wypowiedzianym zdaniem? Jak dobrze, że chociaż tyle styczności miałam z normalnymi ludźmi, co w szkole. Darłam się pazurami o pójście do szkoły jak wszyscy zamiast uczyć się w domu z guwernantkami.
Wzięłam prysznic, ubrałam się w zwykłe rurki i sweterek. Mama z wielkim bólem i po wielu kłótniach pod dwoma warunkami zgodziła się na taki dobór garderoby. Miałam kupować je u porządnych projektantów albo szył je dla mnie nadworny krawiec i nie pokazywać się w tym gdy przychodzą goście. Teraz nie było nikogo w domu oprócz służby. Rodzice byli na jakimś tam spędzie z prezydentem czy innym super ważnym i znaczącym w kraju człowiekiem. Wytarłam mokre włosy  i rzucając ręcznik na podłogę podeszłam do pianina. Słowa i nuty często same do mnie przychodziły gdy o czymś myślałam. Zagrałam wstęp. Palce miękko i z wprawą przesuwały się po klawiszach. Do melodii doszedł mój głos.
Lie to me,                                                                                                                                                                                                                 If u can make this things worse .                                                                                                                                                                       I can believe, just say                                                                                                                                                                                               fate offers many possibilities
How many times things took this turn of events?                                                                                                                              How many times u said everything will be ok?
Wplotłam nowe dźwięki do I tak już bogatej melodii. Całość brzmiała profesjonalnie. Chciałabym  robić coś w tym kierunku, ale matka dostałaby szału. Nie wspomnę nawet o ojcu. Moje palce tworzyły rozmaite kombinacje, myśli płynęły swoim torem. Nagle drzwi się otworzyły, wbiegła Halina, moja najbliższa pokojówka i ze strachem w oczach wydyszała:
- Państwo wrócili! – prawie wisiała na klamce. Powinna się przyzwyczaić do wielkości tego domu po tylu latach służby.
- Hala, kochanie, uspokój się – powiedziałam przyjaźnie – nie dowiedzą się.
Zgrabnym pasażem przeszłam w Menuet Celebre Boccheriniego. Boże, ci ludzie doprowadzają mnie do ruiny psychicznej. Nie wolno mi rzeczy, których chce się robić w moim wieku. Z koleżankami spotykam się u nich w domu albo na dworze pod pretekstem bycia w schronisku czy w domu starców. Chodzę tam, bo jak się wyrobiło dobrą opinię, trzeba ją utrzymać. Mama wpadła, nie, sorry, wpłynęła z gracją do pokoju, zarumieniona i tryskająca zdrowiem. Wyraziła aprobatę dla mojego grania i wypłynęła. W nocy przekradłam się do Heli, która miała telewizor i pozwalała mi go oglądać u siebie. Oglądałam właśnie jakąś muzyczną stację ekscytując się tym ogromnym światem, który mają do dyspozycji gwiazdy.  Wprawdzie też go miałam, ale pod innym kątem.  Moją uwagę przykuł teledysk, w którym na początku na pianinie grał chłopak, miał takie „magnetajzing ajs” i aksamitny głos. Patrzyłam na to wszystko zahipnotyzowana. Na koniec zanotowałam sobie w pamięci tytuł i wykonawcę: „Warzone” The Wanted. Musiałam zdobyć ich płytę. I to bezzwłocznie.
~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~
Tekst piosenki jest oryginalny, wymyślony przeze mnie w chwili pisania odcinka. Proszę go nie kopiować, nie używać nigdzie itd. Nigdzie nie występuje, więc jak gdzieś go zobaczę czy usłyszę, to wiecie, prawa autorskie itd.
Pierwsza wzmianka o TW, już krok w dobrą stronę;).
~Green~

sobota, 4 sierpnia 2012

Legenda o Cecylii


Pech chciał że urodziłam się w rodzinie szlacheckiej. Dlaczego pech? Ludzie ze szkoły i wszyscy inni nie mogą pojąć dlaczego jestem nieszczęśliwa. Przecież stać mnie na co tylko chcę, mam pokojówki, kamerdynerów, na 18-stkę dostałam wypasione auto.  A myślałam,  że moi rodzice nie potrafią mnie już zaskoczyć. Jedno jest pewne: pieniądze szczęścia nie dają chociaż szczęście można czasem kupić za pieniądze. Ja niespecjalnie korzystam ze skarbca rodzinnego, nie noszę sygnetu, nie obnoszę się ze swoim pochodzeniem gdy poznaję nowych ludzi. Jestem inna niż moja familia. Ojciec uwielbia mi wypominać że robię w życiu dokładnie te same błędy co jego matka. Jestem dokładnie tak jak ona. Ten sam temperament popycha mnie do nieodpowiedzialnych czynów, sprawia, że uwielbiam ryzyko i adrenalinę i zdecydowanie przedkładam wyprawę gdzieś w nieznane nad kontynuację tradycji obiadków czwarteczkowych. Moja matka przyjmując te wszystkie rozchichotane plotkary z wyższych sfer jest po prostu w swoim żywiole. Pomimo XXI wieku, nadal noszą te wszystkie ogromne suknie, sznurują się gorsetami a obfite biusty wypływają górą. Od dziecka próbowała mnie wychowywać na taką samą damulencję jak ona, ale niestety, nie dała rady. Za którymś razem widząc mój teatralnie wymowny odruch wymiotny ostro powiedziała, że nie życzy sobie bym przynosiła wstyd rodzinie, że jestem wyrodną córką i nie okazuję krzty wdzięczności za to co mam itd. Nie prosiłam się  o to wszystko. Dobre to, że umiem robić bardzo wiele rzeczy i jakbym zrzekła się dziedzictwa, nie zostałabym żulem. Mogłabym uczyć gry w golfa, jeździectwa, gry na pianinie, skrzypcach i gitarze (o tym rodzice nie wiedzą) oraz kilku innych dość ciekawych hmmm… sportów.  Po babci jestem bardzo obrotną kobietą. Rozumiemy się jak nikt nigdy w naszej rodzinie, spędzamy ze sobą możliwie jak najwięcej czasu. To ona nauczyła mnie bym była zawsze sobą i nie dała nikomu się skrzywdzić przez odebranie osobowości. Pamiętam jak piekłyśmy najlepsze ciasteczka (nigdy nie dawała zrobić tego kucharce). Miałam może 10 lat. Wtedy opowiedziała mi legendę o naszej przodkini. Ponoć była córką czarownicy i upadłego anioła. Niesamowite oczy mieniące się paletą barw lasu deszczowego w porze monusunów, jedwabne włosy połyskujące w słońcu nieznaną wtedy miedzią, delikatna alabastrowa skóra, proste białe zęby będące zjawiskiem w tamtych czasach. Mogłam sobie tylko wyobrażać jaka naprawdę była. Nie został po niej żaden fizyczny ślad, żaden obraz, pamiętnik czy list. Żyła jedynie w ludzkich wspomnieniach. Zwiodła samego króla, który dla niej zostawił swoją żonę i dzieci. Nie chciała tego małżeństwa, czuła się osaczona. Była dokładnie jak Zosia z „Dziadów”. Obojętna wobec miłości całymi dniami plotła wianki na łące i zwodziła biedne serca zakochanych chłopców. Król obserwował ją już od dłuższego czasu a jego zauroczenie jej osobą nie przemijało. Postanowił wysłać do niej swego kapelana, który zaprosiłby ją na dwór królewski. Cecylia, widząc z daleka wysłannika swego władcy, domyśliła się o co chodzi. Wiedziała bowiem, że jest obserwowana, ale ciekawa rozwoju zdarzeń, nie dawała o tym znaku. Gdy tylko usłyszała co do zaoferowania ma król, w jej oczach zabłysły iskierki złości. Sprawiła, że biedny kapelan uciekał szybko. Pewnego dnia za swoją urodę i znajomość różnorakich ziół, została skazana na śmierć pod pretekstem bycia czarownicą. Król był jednak tak w niej zakochany, że uratował ją tłumacząc, że zmieni ją gdy zostanie jego żoną. Wiele lat zajęło by okiełznać jej dziką naturę, ale w końcu udało się. Tak wszyscy myśleli, ale Cecylia była kobietą cwaną i sprytną, dlatego nauczyła się ukrywać swoje umiejętności i temperament. Tak co drugie pokolenie istniała spora szansa na przekazanie nowej dziewczynce jej cech. Takie byłyśmy ja i moja babcia. Kristiana Walentina była w młodości piękną kobietą, dlatego dziadek, Nudziarz Wielki, pojmał ją w swoje szponiska i wprowadził do rodziny. Żaden dotąd mężczyzna nie był w stanie oprzeć się naszemu urokowi, dlatego awansowałyśmy do tak wysokiej rangi społecznej. Po moich przodkiniach miałam we krwi słabość do tzw. Niegrzecznych chłopców. Ci, którzy łamali zasady i za nic mieli wszelkie konwenanse, mieli u nas spore szanse. Wtedy byli to mężczyźni na kształt Robinhooda, w dzisiejszych czasach mogli to być muzycy. Zaprzysięgłam sobie jeszcze w dzieciństwie, że kiedyś na pewno jakiegoś poznam. Nie wiedziałam wtedy jak szybko może to nastąpić.
~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~
Pierwszy odcinek;)! Na razie wprowadzenie historii rodzinnych, ale później obiecuję, rozwinie się. Jak się podobało, komentujcie. Już niedługo next!
Wasza  ~Green~