sobota, 4 sierpnia 2012

Legenda o Cecylii


Pech chciał że urodziłam się w rodzinie szlacheckiej. Dlaczego pech? Ludzie ze szkoły i wszyscy inni nie mogą pojąć dlaczego jestem nieszczęśliwa. Przecież stać mnie na co tylko chcę, mam pokojówki, kamerdynerów, na 18-stkę dostałam wypasione auto.  A myślałam,  że moi rodzice nie potrafią mnie już zaskoczyć. Jedno jest pewne: pieniądze szczęścia nie dają chociaż szczęście można czasem kupić za pieniądze. Ja niespecjalnie korzystam ze skarbca rodzinnego, nie noszę sygnetu, nie obnoszę się ze swoim pochodzeniem gdy poznaję nowych ludzi. Jestem inna niż moja familia. Ojciec uwielbia mi wypominać że robię w życiu dokładnie te same błędy co jego matka. Jestem dokładnie tak jak ona. Ten sam temperament popycha mnie do nieodpowiedzialnych czynów, sprawia, że uwielbiam ryzyko i adrenalinę i zdecydowanie przedkładam wyprawę gdzieś w nieznane nad kontynuację tradycji obiadków czwarteczkowych. Moja matka przyjmując te wszystkie rozchichotane plotkary z wyższych sfer jest po prostu w swoim żywiole. Pomimo XXI wieku, nadal noszą te wszystkie ogromne suknie, sznurują się gorsetami a obfite biusty wypływają górą. Od dziecka próbowała mnie wychowywać na taką samą damulencję jak ona, ale niestety, nie dała rady. Za którymś razem widząc mój teatralnie wymowny odruch wymiotny ostro powiedziała, że nie życzy sobie bym przynosiła wstyd rodzinie, że jestem wyrodną córką i nie okazuję krzty wdzięczności za to co mam itd. Nie prosiłam się  o to wszystko. Dobre to, że umiem robić bardzo wiele rzeczy i jakbym zrzekła się dziedzictwa, nie zostałabym żulem. Mogłabym uczyć gry w golfa, jeździectwa, gry na pianinie, skrzypcach i gitarze (o tym rodzice nie wiedzą) oraz kilku innych dość ciekawych hmmm… sportów.  Po babci jestem bardzo obrotną kobietą. Rozumiemy się jak nikt nigdy w naszej rodzinie, spędzamy ze sobą możliwie jak najwięcej czasu. To ona nauczyła mnie bym była zawsze sobą i nie dała nikomu się skrzywdzić przez odebranie osobowości. Pamiętam jak piekłyśmy najlepsze ciasteczka (nigdy nie dawała zrobić tego kucharce). Miałam może 10 lat. Wtedy opowiedziała mi legendę o naszej przodkini. Ponoć była córką czarownicy i upadłego anioła. Niesamowite oczy mieniące się paletą barw lasu deszczowego w porze monusunów, jedwabne włosy połyskujące w słońcu nieznaną wtedy miedzią, delikatna alabastrowa skóra, proste białe zęby będące zjawiskiem w tamtych czasach. Mogłam sobie tylko wyobrażać jaka naprawdę była. Nie został po niej żaden fizyczny ślad, żaden obraz, pamiętnik czy list. Żyła jedynie w ludzkich wspomnieniach. Zwiodła samego króla, który dla niej zostawił swoją żonę i dzieci. Nie chciała tego małżeństwa, czuła się osaczona. Była dokładnie jak Zosia z „Dziadów”. Obojętna wobec miłości całymi dniami plotła wianki na łące i zwodziła biedne serca zakochanych chłopców. Król obserwował ją już od dłuższego czasu a jego zauroczenie jej osobą nie przemijało. Postanowił wysłać do niej swego kapelana, który zaprosiłby ją na dwór królewski. Cecylia, widząc z daleka wysłannika swego władcy, domyśliła się o co chodzi. Wiedziała bowiem, że jest obserwowana, ale ciekawa rozwoju zdarzeń, nie dawała o tym znaku. Gdy tylko usłyszała co do zaoferowania ma król, w jej oczach zabłysły iskierki złości. Sprawiła, że biedny kapelan uciekał szybko. Pewnego dnia za swoją urodę i znajomość różnorakich ziół, została skazana na śmierć pod pretekstem bycia czarownicą. Król był jednak tak w niej zakochany, że uratował ją tłumacząc, że zmieni ją gdy zostanie jego żoną. Wiele lat zajęło by okiełznać jej dziką naturę, ale w końcu udało się. Tak wszyscy myśleli, ale Cecylia była kobietą cwaną i sprytną, dlatego nauczyła się ukrywać swoje umiejętności i temperament. Tak co drugie pokolenie istniała spora szansa na przekazanie nowej dziewczynce jej cech. Takie byłyśmy ja i moja babcia. Kristiana Walentina była w młodości piękną kobietą, dlatego dziadek, Nudziarz Wielki, pojmał ją w swoje szponiska i wprowadził do rodziny. Żaden dotąd mężczyzna nie był w stanie oprzeć się naszemu urokowi, dlatego awansowałyśmy do tak wysokiej rangi społecznej. Po moich przodkiniach miałam we krwi słabość do tzw. Niegrzecznych chłopców. Ci, którzy łamali zasady i za nic mieli wszelkie konwenanse, mieli u nas spore szanse. Wtedy byli to mężczyźni na kształt Robinhooda, w dzisiejszych czasach mogli to być muzycy. Zaprzysięgłam sobie jeszcze w dzieciństwie, że kiedyś na pewno jakiegoś poznam. Nie wiedziałam wtedy jak szybko może to nastąpić.
~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~
Pierwszy odcinek;)! Na razie wprowadzenie historii rodzinnych, ale później obiecuję, rozwinie się. Jak się podobało, komentujcie. Już niedługo next!
Wasza  ~Green~

2 komentarze:

  1. fajniutkie;*** czekam na kolejne odcinki;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega ♥
    Postarałaś się i w dodatku przedstawiłaś bardzo ciekawą historyjkę. ;** ;)
    Oby tak dalej. :)

    OdpowiedzUsuń