poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Odc. 2 Moja piosenka


Właśnie wróciłam z przejażdżki konnej z moim dobrym przyjacielem Gustawem. Jakżeby inaczej, był z rodziny na odpowiednim poziomie, by mogli go zaakceptować moi wielce szanowni i poważani rodzice. Znaliśmy się od piaskownicy, nie, ja nie tak mogę powiedzieć, piaskownica była zawsze dla mnie obiektem niedoścignionej normalności. Ja bawiłam się jeżdżąc na moim własnym kucyku. Tak więc znałam go od wczesnego dzieciństwa. Był w moim wieku, dziwny przypadek, naprawdę. Złapałam za język jedną z dam dworu (Boże, że to jeszcze występuje w dzisiejszych czasach!) i wygadała się, że moja matka ma plany co do mojego zamążpójścia. Chciano to zrobić szybko i właśnie z Gustawem, ponieważ w naszych kręgach uchodziłam już prawie za starą damę. Mając 19 lat, nie chciałam wiązać się na całe życie, tym bardziej, że kochałam Gustawa wyłącznie jako brata i dobrego przyjaciela. Z tego, co mi mówił, z jego strony wyglądało to tak samo. Moja dusza buntowniczki już obmyślała plan jak tego uniknąć. Jak uniknąć planu usidlenia przez nudnego szlachcica? No dobra, G nie był nudnym szlachcicem, dlatego się przyjaźniliśmy. Był mi bliższy niż rodzony brat, który teraz miał 16 lat, wygląd i charakter ojca. Bynajmniej jego ulubionym sportem nie była piłka nożna, jak wszystkich zwykłych chłopców w jego wieku, lecz krykiet! Jezusiku Najsłodzeńszy, za jakie grzechy? Kimże ja byłam w poprzednim wcieleniu, że teraz moja rodzinka wprawia mnie w konsternację z każdym wypowiedzianym zdaniem? Jak dobrze, że chociaż tyle styczności miałam z normalnymi ludźmi, co w szkole. Darłam się pazurami o pójście do szkoły jak wszyscy zamiast uczyć się w domu z guwernantkami.
Wzięłam prysznic, ubrałam się w zwykłe rurki i sweterek. Mama z wielkim bólem i po wielu kłótniach pod dwoma warunkami zgodziła się na taki dobór garderoby. Miałam kupować je u porządnych projektantów albo szył je dla mnie nadworny krawiec i nie pokazywać się w tym gdy przychodzą goście. Teraz nie było nikogo w domu oprócz służby. Rodzice byli na jakimś tam spędzie z prezydentem czy innym super ważnym i znaczącym w kraju człowiekiem. Wytarłam mokre włosy  i rzucając ręcznik na podłogę podeszłam do pianina. Słowa i nuty często same do mnie przychodziły gdy o czymś myślałam. Zagrałam wstęp. Palce miękko i z wprawą przesuwały się po klawiszach. Do melodii doszedł mój głos.
Lie to me,                                                                                                                                                                                                                 If u can make this things worse .                                                                                                                                                                       I can believe, just say                                                                                                                                                                                               fate offers many possibilities
How many times things took this turn of events?                                                                                                                              How many times u said everything will be ok?
Wplotłam nowe dźwięki do I tak już bogatej melodii. Całość brzmiała profesjonalnie. Chciałabym  robić coś w tym kierunku, ale matka dostałaby szału. Nie wspomnę nawet o ojcu. Moje palce tworzyły rozmaite kombinacje, myśli płynęły swoim torem. Nagle drzwi się otworzyły, wbiegła Halina, moja najbliższa pokojówka i ze strachem w oczach wydyszała:
- Państwo wrócili! – prawie wisiała na klamce. Powinna się przyzwyczaić do wielkości tego domu po tylu latach służby.
- Hala, kochanie, uspokój się – powiedziałam przyjaźnie – nie dowiedzą się.
Zgrabnym pasażem przeszłam w Menuet Celebre Boccheriniego. Boże, ci ludzie doprowadzają mnie do ruiny psychicznej. Nie wolno mi rzeczy, których chce się robić w moim wieku. Z koleżankami spotykam się u nich w domu albo na dworze pod pretekstem bycia w schronisku czy w domu starców. Chodzę tam, bo jak się wyrobiło dobrą opinię, trzeba ją utrzymać. Mama wpadła, nie, sorry, wpłynęła z gracją do pokoju, zarumieniona i tryskająca zdrowiem. Wyraziła aprobatę dla mojego grania i wypłynęła. W nocy przekradłam się do Heli, która miała telewizor i pozwalała mi go oglądać u siebie. Oglądałam właśnie jakąś muzyczną stację ekscytując się tym ogromnym światem, który mają do dyspozycji gwiazdy.  Wprawdzie też go miałam, ale pod innym kątem.  Moją uwagę przykuł teledysk, w którym na początku na pianinie grał chłopak, miał takie „magnetajzing ajs” i aksamitny głos. Patrzyłam na to wszystko zahipnotyzowana. Na koniec zanotowałam sobie w pamięci tytuł i wykonawcę: „Warzone” The Wanted. Musiałam zdobyć ich płytę. I to bezzwłocznie.
~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~*****~
Tekst piosenki jest oryginalny, wymyślony przeze mnie w chwili pisania odcinka. Proszę go nie kopiować, nie używać nigdzie itd. Nigdzie nie występuje, więc jak gdzieś go zobaczę czy usłyszę, to wiecie, prawa autorskie itd.
Pierwsza wzmianka o TW, już krok w dobrą stronę;).
~Green~

3 komentarze:

  1. Jeszcze trochę i zaczniesz pisać teksty piosenek dla "The Wanted". :) A piosenka "Warzone" jest cudowna ! ♥ Z odcinka na odcinek jeszcze bardziej wciągasz mnie swoją opowieścią. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. taka historia tylko pomarzyć sobie można ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem , wiem. ;]
    Green jest bardzo zdolną dziewczyną , więc nie zdziwiłabym się , jakby coś takiego się wydarzyło. ;)

    OdpowiedzUsuń